Najadłam się takiego strachu, że chce mi się kląć, płakać i rozbijać wszystko jednocześnie.
Wszystko wydarzyło się podczas naszej cowtorkowej wizyty u Babci, podczas której zawsze wychodzimy na spacer. Ja korzystam z oddechu, że na tym spacerze nie muszę sama pilnować Bombla, bo z wózkiem to bywa trudniejsze. No bo idzie z nami Babcia - i ona pilnuje wówczas Bombla krok w krok.
Tym razem coś poszło nie tak.
Do domu Babci prowadzi wąska droga dojazdowa, dość długa. Ja pakowałam jeszcze Dzidzię do wózka, a oni już wyszli, więc goniłam za nimi. Ale nagle Babcia zobaczyła jakiegoś chwaścika na chodniku, którego postanowiła akurat w tym czasie sobie powyrywać, nie informując Bombla w żaden sposób, że się zatrzymuje, i że chce, aby na nią poczekał. Bombel więc beztrosko pojechał do wylotu ulicy, a Babcia klęczy i siłuje się z j***nym chwaścikiem. Sorry za wulgaryzm, ale naprawdę nie jestem w stanie się powstrzymać.
Zobaczyłam co się święci i przyśpieszyłam kroku, ale byłam daleko, i pchałam ten nieszczęsny wózek. A tam Bombel grzecznie zatrzymał się u wylotu ulicy, bo wie doskonale, że przed skrzyżowaniem trzeba spojrzeć lewo-prawo-lewo. Wtedy też chyba odkrył, że nikogo przy nim nie ma.
I pechowo właśnie sąsiad podjechał i tyłem zaczął pakować się w tą drogę dojazdową.
Jechał takim dużym autem, typu ford galaxy, albo 7-osobowy scenic. Jechał tyłem, więc nie miał absolutnie szans zobaczyć małego Bombla na rowerku. Droga na tyle wąska, że nie ma pobocza, Bombel próbował skryć się z boku, ale skończyłoby się to tylko tym, że auto pociągnęłoby rower i jego pod koła. Uciekał więc do tyłu. Babcia już wówczas biegła w jego stronę i wołała STOP, STOP, ale jej głos jest niezbyt donośny. Więc ja z daleka ryknęłam z całej siły: STOOOOOP!!!!!!!!!!!!, biegnąc z tym nieszczęsnym wózkiem (czemu go nie odstawiłam i nie pognałam ile sił w nogach???).
Mój ryk skutkował tym, że usłyszał mnie Bombel, i zatrzymał się w toku ucieczki, więc krzyknęłam znowu: BOMBEL DO TYŁU! UCIEKAJ! Tak więc on ruszył znowu, nieporadnie, z rowerkiem.
Całe szczęście, że wjazd na tą drogę jest tak ch***wy (pardon), że to auto jechało naprawdę wolno i Bombel zdążył.
Do tej pory trzęsę się i mam ochotę płakać na samo wspomnienie. Kiedy było już po wszystkim wyściskałam Bombla, ale kiedy weszliśmy do lasu, musiałam pozwolić im oddalić się ode mnie, a sama po prostu się rozpłakałam.
Ja wiem, że przecież była Babcia, ale wciąż mam myśli: co z ciebie za matka? Nie dopilnowałaś dziecka, było o włos od tragedii, nie możesz polegać na innych, tylko na sobie. Tylko, że takie myślenie skończy się tym, że Bombel już nigdy beze mnie z nikim nie wyjdzie, a chyba nie tędy droga. Próbuję więc przekuć to we wdzięczność: za to, że nic się nie stało, że to okazja do nauki na przyszłość, że dzięki temu będziemy bardziej ostrożni, i kto wie, może to doświadczenie było właśnie po to, żeby uratować nam życie w przyszłości. Zwłaszcza, że już wczoraj wieczorem pod naszym domem wydarzyła się podobna afera, bo samochód dostawczy źle stał na zakręcie, stał tam z 10 minut, kiedy my gramoliliśmy się z auta, i ruszył do tyłu akurat, kiedy byliśmy tuż za nim. Ale my akurat byliśmy bardzo czujni, ja akurat kolejny raz tłumaczyłam Bomblowi, że pan kierowca na pewno nas nie widzi, więc to my musimy uważać. No i w tej wieczornej sytuacji było o tyle lepiej, że wystarczyło nam zrobić krok w bok i byliśmy bezpieczni. Nie musieliśmy, jak Bombel wcześniej, uciekać do tyłu przez 10 metrów.
Echh... Wdzięczność, wdzięczność. Czuję ogromną wdzięczność, że jesteśmy wszyscy cali i zdrowi, ale na samą myśl, że wczorajszy scenariusz mógł być napisany inaczej, naprawdę mrozi mi krew w żyłach.
I've been so full of fear that I want to curse, cry and smash everything at the same time.
It all happened during our Tuesday visit to Grandma, during which we always go for a walk. I take advantage of the peace of mind that I don't have to take care of Babel on this walk, as it can be more difficult with a stroller. Well, Grandma is coming with us - and she is keeping an eye on Bombel step by step.
This time something went wrong.
There is a narrow, quite long access road leading to Grandma's house. I was still putting Baby in the stroller and they had already left, so I chased after them. But suddenly Grandma saw some weed on the sidewalk, which she decided to pick off at that moment, without informing Bombel in any way that she was stopping and that she wanted him to wait for her. So Bombel carelessly drove to the end of the street, and Grandma was on her knees and wrestling with the fucking weed. Sorry for the vulgarity, but I really can't help myself.
I saw what was happening and quickened my pace, but I was far away and I was pushing this unfortunate stroller. And there, Bombel politely stopped at the end of the street, because he knows perfectly well that before the intersection you have to look left-right-left. It was then that he probably discovered that no one was with him.
And unfortunately, a neighbor drove up and started backing into the access road.
He was driving a large car, like a Ford Galaxy or a 7-seater Scenic. He was riding backwards, so he had absolutely no chance of seeing little Bombel on his bike. The road is so narrow that there is no shoulder, Bombel tried to hide on the side, but it would only end with the car pulling the bike and him under the wheels. So he ran backwards. Grandma was already running towards him and shouting STOP, STOP, but her voice is not very loud. So from a distance I shouted with all my strength: STOOOOOP!!!!!!!!!!!!, running with this unfortunate stroller (why didn't I put it down and run as fast as I could???).
My roar caused Bombel to hear me and stop mid-run, so I shouted again: BOMBEL BACK! RUN AWAY! So he set off again, clumsily, with his bicycle.
Fortunately, the entrance to this road is so shitty (sorry) that the car was driving really slowly and Bombel managed to make it.
I'm still shaking and want to cry just remembering it. When it was all over, I hugged Bombl, but when we entered the forest, I had to let them get away from me and I just burst into tears.
I know there was Grandma, but I still think: what kind of mother are you? You didn't take care of the child, it was a hair's breadth from tragedy, you can't rely on others, only yourself. But such thinking will end with Bombel never going out with anyone without me again, and that's probably not the way to go. So I try to turn it into gratitude: for the fact that nothing happened, for it to be an opportunity to learn for the future, for it to make us more careful, and who knows, maybe this experience was meant to save our lives in the future. Especially since a similar incident took place in front of our house last night, when a delivery truck was parked incorrectly on a corner, stood there for 10 minutes while we were trying to get out of the car, and moved backwards just when we were right behind it. But we were very vigilant, I was explaining to Bombl once again that the driver certainly couldn't see us, so we had to be careful. And in this evening the situation was so much better that all we had to do was take a step to the side and we were safe. We didn't have to run backwards for 10 meters like Bombel did before.Ehh... Gratitude, gratitude. I feel extremely grateful that we are all safe and sound, but the thought that yesterday's script could have been written differently makes my blood run cold.