Poniedziałek. Czwarty dzień choroby. W pierwszej części dnia głównie przeleżany, bo jak na chwilę wstałam coś poogarniać, to prędko tego pożałowałam. Na szczęście tego dnia trafił mi się mega luksus - Tatuś wybierał się do dentysty, więc w międzyczasie skoczył po Bombla i mi go dostarczył do domu, nie musiałam nigdzie wychodzić. Po powrocie Bombelka zjedliśmy małe co nieco, a następnie zmotywowaliśmy się do drobnych porządków, by potem, podczas gdy Kocik (odkurzaczyk) sobie jechał, usiąść razem i obejrzeć Kubusia Puchatka. Potem jeszcze trochę zabawy, Tatuś wrócił, kolacja. I tak ten dzień minął - na drodze do wyzdrowienia.
Oczekuję, że to już ostatnia choroba podczas tej ciąży, i że dzięki tym licznym infekcjom Dzidzi odporność będzie przewspaniała. Zasłużyłyśmy, nie?
Monday. Fourth day of illness. In the first part of the day I mostly lay in bed, because when I got up to do something, I quickly regretted it. Fortunately, that day I had a great luxury - Dad was going to the dentist, so in the meantime he picked up Bombel from the daycare and delivered it to my house, so I didn't have to go anywhere. After Bombelek's return, we ate a little something and then motivated ourselves to do some cleaning, and then, while the Kitty (the vacuum cleaner) was driving, we could sit together and watch Winnie the Pooh. Then some more fun, Daddy came back home, dinner. And so the day passed - on the road to recovery.
I expect that this will be the last illness during this pregnancy, and that thanks to these numerous infections, Baby's immunity will be great. We deserved it, right?