Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Ledwo wstałam. Tak jak zwykle budzę się przed budzikiem tak dzisiaj ledwo z tym budzikiem podniosłam się z łóżka. Klasycznie się ogarnęłam i poszłam z psem na spacer i ku mojej złości złapał mnie deszcz. To nie był udany poranek.
W pracy dzisiaj nawaliłam i to bardzo. Dałam się podejść kierowniczce i wypaplałam, że dałam głównej kierowniczce numer do lekarza, który mojego tatę wyleczył z raka. Nie wiem jak to się stało, ale jestem bardzo na siebie zła. Zawiodłam zaufanie i pewnie poniosę tego bolesne konsekwencje, bo kierowniczka pewnie powie innym. Mam potworne wyrzuty sumienia, naprawdę. Niestety nie mogę cofnąć czasu, a bardzo bym chciała. Jest mi cholernie przykro za moją własną głupotę. Miałam również rozmowę z pracownicą, która postanowiła mnie zaszantażować, że jeśli nie spełnię jej wymagań to się zwolni. No to jej powiedziałam, żeby się zwolniła skoro taka jest jej wola. Nie pozwolę się szantażować. Nie ma ludzi niezastąpionych. Jej mina była bezcenna. Kierowniczka bardzo mnie za to pochwaliła. O 11 poszłam do domu, bo miałam do odebrania nadgodziny. Kompletnie o tym zapomniałam, kierowniczka też i o 10:45 przeglądamy grafik, żeby zaplanować niedzielę, a tu nagle zonk "o Paulina, a Ty do domu idziesz". Fajnie, bo i tak nie było za dużo pracy.
Po powrocie do domu czułam okropne zmęczenie. Poszłam nawet na małą drzemkę, ale niewiele mi ona pomogła. Resztę dnia spędziłam na nic nie robieniu i umartwianiu się moimi wyrzutami sumienia. Dawno nie czułam się tak podle.
Idę spać, bo padam na twarz.
Do jutra.