"Prosta sprawa" to książka, która już się trochę zasiedziała na moim Kindelku, ale jakoś tak sam jej opis mnie trochę zniechęcał, nie lubię typowych książek sensacyjnych i gangsterskich i tak jakoś no ;) Ale po wyśmienitej "Za granicą" od razu złapałam za to. I owszem, jest to sensacja, ale za to jaka miła w odbiorze.
Wojciech Chmielarz chyba przyjaźni się z Jakubem Ćwiekiem, bo nawet w posłowiu do "Za granicą" za coś mu dziękował, a moje pierwsze skojarzenie po rozpoczęciu lektury "Prostej sprawy" było takie... gdzieś to już czytałam. Drelich! Tam też narratorem był superbohater, któremu wszystko się udawało i rozwalał wrogów bez cienia litości. Tak, że aż miło było czytać, bo to taka książka niczym idealne klocki w Tetrisie, obrus bez zagniecenia, ostatni kawałek puzzla. Tak było w Drelichu i tak jest tutaj.
Tutaj dodatkowo mamy zagadkę: kim jest ten tajemniczy superbohater, narrator? Nic o nim nie wiemy. Przez moment miałam nawet podejrzenie, że Wojciech pożyczył sobie Drelicha od Jakuba. Ale chyba jednak nie; z tego co sobie przypomniałam pobieżnie fabułę, w Drelichu bohater był przestępcą bez skrupułów, a u Chmielarza bohater chyba wywodzi się z jakichś służb specjalnych... być może dowiem się z kolejnych części, bo są, są, zaraz zabieram się dalej.
Jeśli zaś o "Prostą sprawę" chodzi, to mamy tu poszukiwanego Prostego. Poszukuje go zarówno główny bohater, bo chce mu podziękować za przysługę i oddać dwie stówy, jak i banda brutalnych gangsterów. Mamy więc emocje, grę na czas, wartką akcję. Taka lektura w sam raz, żeby szybko weszło i szybko wyszło ;)